Kryzys wolontariatu

Kryzys wolontariatu

Obecnie możemy zaobserwować coś w rodzaju kryzysu wolontariatu, mimo że coraz lepiej rozwija się w Polsce „rynek” organizacji pozarządowych. Mniejsza liczba chętnych do zostania wolontariuszami to jednak skutek, a nie przyczyny kryzysu. Samo pojęcie wolontariatu ulega deprecjacji. Działacze organizacji społecznych coraz częściej traktują wolontariat jako wstęp do kariery zawodowej lub sposób na wejście do wymarzonej branży i poznanie ludzi, którzy im to umożliwią. Wolontariat traktują jako przejściowy środek do celu, który nie ma nic wspólnego z bezinteresowną służbą na rzecz idei czy innych ludzi. We współczesnym świecie zdeprecjonowano w ogóle pojęcie „służby”, które uważa się za coś obraźliwego i ubliżającego człowiekowi. A przecież dobrowolne oddanie się na służbę jest wielokrotnie wywyższane w Piśmie Świętym i stanowi akt pokory, a co za tym idzie wolności. To przymus czyni ze służby niewolnictwo, natomiast dobrowolne uniżenie to właśnie najwyższa forma wolności dostępna człowiekowi w świecie doczesnym.

Z kolei wśród wielu wolontariuszy panuje często przekonanie, że skoro nie pobierają wynagrodzenia za swoją pracę, to nikt nie może im wydawać poleceń i mogą robić co i kiedy im się tylko podoba. Nie czują się odpowiedzialni za zobowiązania, których się podjęli. Są niezadowoleni, jeżeli ktoś im zwraca uwagę, że nie wywiązują się z obietnic. Nie rozumieją, że swoim zachowaniem nie tylko marnują swój czas, ale też wielu innych osób, które liczyły na ich zaangażowanie. Wielu wolontariuszy poświęca swój czas spędzany w organizacji na krytykowanie, obgadywanie i jałowe dyskusje, zamiast oddać się systematycznej pracy, do której się zgłosili. Wszelkie uwagi skierowane w ich stronę przyjmują z gniewem i często obrażają się na tych, którzy w rzeczywistości im tylko dobrze życzą i chcą przekuć ich czas w coś wartościowego. Takie podejście to efekt m.in. infantylizacji społeczeństwa. Coraz więcej dorosłych ludzi podchodzi do codziennych zwyczajnych problemów bardzo emocjonalnie, jak dzieci czy nastolatki, które nie potrafią zapanować nad uczuciami. Brak dojrzałości i opanowania prowadzi do buntu przeciwko wszystkiemu co racjonalne, ale również przeciwko samemu człowiekowi i ładowi społecznemu. To w konsekwencji odrzucenie wszystkiego co cywilizowane i ludzkie, na rzecz instynktów.

Współczesnych wolontariuszy cechuje często mentalność ofiar, są to najczęściej ludzie miałcy, nie skorzy do poświęceń, unikający jakiegokolwiek cierpienia. Charakteryzuje ich postawa roszczeniowa, próbują się popisywać i wywyższać w zamian za pochwały i ewentualne apanaże. Chcą, aby ich słuchano, ponieważ w swoim przeświadczeniu posiadają wyróżniające ich zdolności. Brakuje im cierpliwości i wytrwałości, nie posiadają odpowiedniego doświadczenia, ale to nie przeszkadza im stawiać się w roli ekspertów, nawet wobec osób znaczniej bardziej obytych. Domagają się nagród i rekompensaty za każdy najdrobniejszy wysiłek. Nie znają pojęcia bezinteresowności. Zwykle oczekują, że za ich pracę w końcu dostaną wynagrodzenia, np. w postaci zatrudnienia, które zrekompensuje im wcześniejszą bezpłatną działalność. Zresztą wiele organizacji pozarządowych nie potrafi odpowiednio postępować z wolontariuszami i ich "psuje". Negatywnie do tego przyczyniły się państwowe dotacje, z których często można opłacić pracę wolontariuszy. Tylko czy to wtedy nadal będą wolontariusze? W ten sposób raczej zabija się ideę wolontariatu niż upowszechnia ją.

Do stworzenia takich mentalnych ofiar w znacznym stopniu przyczyniło się również państwo opiekuńcze, które poprzez socjalne datki ściąga ze swoich obywateli naturalne obowiązki kształtujące ich charakter i nie motywuje do wysiłku. Tradycyjnie wolontariusz był posłusznym i niewyróżniającym się działaczem, ale charakteryzował się wytrwałością i silną wolą. Swoje przymioty często dopiero odkrywał i rozwijał. Poprzez pracę dla innych wzmacniał swój charakter i w poświęceniu odnajdywał samego siebie. Niestety do tej postawy daleko współczesnym wolontariuszom. Brakuje im hartu ducha i żarliwości w dążeniu do celu. 
Wielu ludzi boi się prosić o datki czy rozdawać ulotki na ulicy, nie potrafią rozmawiać z innymi ludźmi, obawiają się krytyki. Oczekują natychmiastowych efektów i pochwał, którymi karmią swoją miłość własną, a wolontariat to w pewnym sensie zaprzeczenie samego siebie, lekarstwo na egoizm i pustkę duchową, która jest skutkiem zbytniego zapatrzenia w siebie. Trzeba wyjść poza okręg własnych spraw, problemów, trosk, aby dostrzec innych i poświęcić się pomocy bardziej potrzebującym.

Wolontariat jest piękną ideą, która została przez niektóre organizacje zatruta polityką. Często osobom o niskim poczuciu własnej wartości zaleca się zaangażowanie w pomoc bliźnim. Aby jednak taka terapia była skuteczna, nie można wypaczać pojęcia wolontariatu. Wyłącznie bezinteresowne skupienie się na innych może być punktem wyjścia do uleczenia własnej duszy i znalezienia harmonii we współczesnym świecie. To antidotum zarówno na zbyt niskie poczucie własnej wartości, jak również na zbyt wysokie. 

Podobne artykuły